The problem with aurora borealis is, that they are visible only between 9 pm and 11 pm, so it's good to find yourself something to kill the time for rest of the day, after you're done with all Sherlock episodes. The main thing to see in Tromso in every guide is the Polaria museum. From outside, the museum building looks really cool, like blocks of ice, so we expected to find a modern science centre inside. Well... inside we found corny dioramas, made of styrofoam and stuffed polar bears. There are also dioramas with stuffed seagulls sitting on concrete-covered, veristically painted with white bird's guano foam blocks. In tundra department one can step on a mat, that gives a sensation of walking on a real tundra ground and aquarias contain all those shelly animals, which I could see on my plate in a fancy restaurant if only I could afford eating in fancy restaurants. You can even join to the 'Talking Clams' Facebook and become one of 14 subscribers.
I'm totally following the Talking Clams. |
Honestly, there would be nothing worth the ticket price in Polaria, if they didn't have seals. But they have them. And those canny seals know how cute and adorable they are, so they are parading themselves in front of the awwwing audience.
He'd be such a fox if he wouldn't be a seal |
University of Tromso runs a small, odd Polar Museum located in a Customs House built in 1830, where one can see dioramas (I'm having an impression that Norwegians love them), polar explorers' long johns, walrus' baculum, lots of stuffed animals, skulls of polar bears, proud notes from sealers diaries and contemporary reports complaining about lack of demand for seals furs and sentiment for good old times, when the sea was full of seals and sealing ships. Generally speaking - it's a nightmare of every ecologist.
Hjalmar Johannsen's long johns. I guess that 100 years ago it was worth as much as Johny Depp's underwear on eBay. |
Accidentally we ended up in the last day of Sami Week, which was celebrated by organising a raindeer race along Storgata - the main street of old Tromso. The street got covered with snow, on one end there was a final and on the other - a pen full of reindeers looking like they are not really big fans of racing. The skiers however were quite motivated, since the main prize was 12000 NOK ( 2168 $) and everlasting glory. In the women's cathegory the winner was Lone Nilssen from Unjárgga VS, and the best man was Nils Eira from Kárášjoga Gilvohearggit. The fact that there actually exist sport clubs specialized in reindeer racing is as awesome as it's hilarious.
There was also a market accompanying this event, where nice old ladies in deep blue folk costumes were selling jackets made of seal fur, reindeer skins, reindeer sausages, reindeer goulash and souvenirs made of horn. Reindeer horn of course.
Reindeer sausage. This must be quite motivating for those running in a race |
Even without markets, reindeer races and odd museums, Tromso is just awesome. It's a 19. century scandinavian town, neat wooden houses, lamp in every window and this Norwegian care of details, it's a little bit like a polar version of Cardemom Town, where there are sledge park places instead of bike racks and even dogs wear Norwegian sweaters.
_____________________________________________________________________________________________
Problem z zorzami jest taki, że najlepiej je widać przez dwie godziny wieczorem i że dobrze jest znaleźć sobie jakieś zajęcie na pozostałe 22 godziny, kiedy obejrzy się już wszystkie odcinki Sherlocka. W każdym przewodniku o Tromso na honorowym miejscu jest muzeum Polaria, super atrakcja. Z zewnątrz budynek wygląda ekstra, jak masa bloków lodu, więc spodziewałyśmy się czegoś na miarę polarnego Kopernika. W środku... Cóż, w środku jest bardzo urocza oldskulowa diorama ze styropianu i wypchanych niedźwiedzi polarnych. Są też wypchane mewy siedzące na werystycznie pociągniętych betonem i obsranych białą farbą blokach z pianki. W dziale o tundrze można wejść na matę uginającą się pod stopami jak prawdziwa ziemia w tundrze, natomiast w akwariach jest strasznie dużo różnych rzeczy w muszlach, które gdyby było mnie stać, widywałabym na talerzu w eleganckiej restauracji. Można nawet zostać trzynastym subskrybentem fanpage'a pod tytułem 'Talking Clams'.
Ty też możesz być jednym z 14 dumnych fanów "Talking Clams" |
I tak naprawdę nie byłoby w Polarii nic wartego kasy wydanej na bilet wstępu, gdyby nie fokarium. Te skubane foki dobrze wiedzą jakie są śliczne i rozkoszne i popisują się przed publicznością, wywołując zbiorowe 'awww'.
Ten przystojniak nazywa się Lofen |
Ciekawostką jest muzeum polarne prowadzone przez Uniwersytet Tromso, w którym można zobaczyć dioramy (zaczynam mieć wrażenie, że Norwegowie kochają dioramy), obejrzeć kalesony polarników, bakulum morsa, dużo martwych wypchanych zwierząt, czaszki niedźwiedzi polarnych i pełne satysfakcji pamiętniki wielorybników oraz przeczytać pełne ubolewania współczesne raporty stwierdzające, że polowanie na foki to już nie to co kiedyś i że szkoda, że nie ma zapotrzebowania na focze futra. Ogólnie rzecz biorąc - koszmar ekologa.
Kalesony Hjalmara Johansena. Wyobrażam sobie, że sto lat temu były warte tyle, ile dziś majtki Johnego Deppa na eBayu |
Przypadkowo udał nam się trafić na podsumowanie tygodnia kultury Sami, czyli wielki wyścig reniferów po głównej ulicy miasta - Storgata. Ulica została wysypana śniegiem, na jednym końcu była meta a na drugim start, z kojcem pełnym reniferów, które niespecjalnie wyglądały jakby chciały biegać na 1000 metrów. Za to narciarze chcieli, bo główna nagroda wynosiła 12000 NOK, (czyli ok 7000 PLN) i wieczny fejm. W kategorii kobiecej wygrała Lone Nilssen z klubu sportowego Unjárgga VS, a w męskiej Nils Eira z Kárášjoga Gilvohearggit. Sam fakt istnienia klubów sportowych specjalizujących się w wyścigach reniferów jest dla mnie super.
Całej imprezie towarzyszył okolicznościowy jarmark, na którym miłe starsze panie w błękitnych strojach ludowych sprzedawały kurtki z fok, skóry reniferów, kabanosy z renifera, gulasz z renifera i pamiątki z rogu. Tak, renifera.
Kabanos z renifera. Dobra motywacja dla reniferów, żeby szybko dobiec do mety. |
Nawet bez jarmarków i osobliwych muzeów, Tromso jest mega. Małe dziewiętnastowieczne skandynawskie miasteczko, drewniane domki, w oknach lampy, dbałość o każdy szczegół, trochę jak z "Rozbójników z Kardamonu". Ot, taki Kardamon w wersji polarnej, gdzie zamiast stojaków na rowery przed szkołami są parkingi dla sanek i gdzie nawet psy noszą norweskie swetry.