poniedziałek, 7 maja 2018

Siedem przykazań januszowego roadtripa

Znacie ten miły uczuć, kiedy wraca się do domu po dłuższej nieobecności? W pokojach trochę pachnie kurzem, w lodówce słychać echo i w końcu można się wyspać we własnym łóżku w świeżej, pachnącej czystością pościeli? A potem cały dom pachnie proszkiem do prania, bo pierze się większe niż zazwyczaj ilości. No właśnie. Tak miałam wczoraj.

Wróciliśmy z majówki. Majówka była w zasadzie nieplanowana i spontaniczna. Nie uwzględniliśmy jej z Rudym w naszych budżetach, bo we wrześniu czeka nas daleka podróż i skupialiśmy się na tej dalszej perspektywie. No ale proszę - trzy dni urlopu i aż dziewięć wakacji, grzech nie skorzystać, tylko trzeba ciąć koszty. 

Muszę przyznać, że cięcie się udało, kminiliśmy, kminiliśmy i wykminiliśmy zestaw lifehacków na budżetowy roadtrip czyli dla niekumatych - wycieczkę, której celem jest przemieszczanie się po różnych miejscach samochodem. Teraz widzę, że dzięki lepszej organizacji i bez większych wyrzeczeń koszty mogliśmy ograniczyć jeszcze bardziej. (O błędach też będzie).

Oto przepis. Na start potrzebujecie:
  • Samochodu, kombiaka
  • Nie więcej niż dwóch (dwie, dwoje) pasażerów
  • Konto na BlaBla Carze
  • Dwie karimaty albo dmuchane materace (najlepsze są te cienkie z Decathlonu, które zwijają się do rozmiaru bochenka chleba)
W wersji "ostre cięcie" dochodzi jeszcze karta Revolut, a jak kombiak jest na gaz to już w ogóle miód malina. 



Zasady gry:

Po pierwsze, trasę ustalacie na początku. Gdzie śpicie, co chcecie zwiedzać. Nasza wyglądała tak: 



Zależało nam na północnej Francji i na Belgii. Niemcy sobie darowaliśmy. Dzięki temu, że przez Niemcy przemknęliśmy w tę i z powrotem jak strzała, zrobiliśmy kilka dłuższych odcinków, co pozwoliło nam wrzucić przejazdy na Bla Bla Cara. Średnio za odcinek braliśmy ok 100 zł, z tyłu dwa siedzenia wolne - pozwoliło nam to na zysk w wysokości dokładnie 700 zł

Za paliwo i autostrady zapłaciliśmy trochę ponad 1300 zł, więc łatwo policzyć, że BlaBla Car zwrócił nam ponad połowę kosztów! Staraliśmy się wybierać bezpłatne drogi i jeździć oszczędnie.

Po drugie - spanie
Naiwnie założyliśmy sobie, że będziemy spać na kempingach, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jedna noc na kempingu dla dwóch osób, samochodu i namiotu to wydatek rzędu ok 18 euro. Sporawo. Rozłożyliśmy więc siedzenia, napompowaliśmy materace, wyciągnęliśmy śpiwory i spaliśmy w furze, dyskretnie schowanej za krzakami na darmowym parkingu. Ten sposób się sprawdził. Stacje benzynowe przy autostradach z reguły mają (na ogół) czyste prysznice dla tirowców. Płaci się za nie 2.5-3 euro. W porównaniu z kempingiem, z którego najważniejszą korzyścią jest dla nas prysznic - 80% kwoty zostaje nam w kieszeni. Warto przed zatrzymaniem się na stacji sprawdzić opinie w Google Maps - tirowcy stworzyli tam całkiem niezły przegląd stacji. Raz zaszaleliśmy i zatrzymaliśmy się w hotelu w Calais - dzięki promocji w Booking.com, w której osoba polecająca i korzystająca z polecenia dostają 50 zł zwrotu za rezerwację, nocleg za 32 euro w pokoju z łazienką ostatecznie kosztował nas... 39 zł.

Dzięki podróżowaniu Złotą Strzałą udało się nam zaliczyć tak wspaniałe atrakcje jak widoczny na zdjęciu najwyższy szczyt Luksemburga (560 m. n. p. m.)


Po trzecie - jedzenie. 
Tu pewnie nie będzie zaskoczenia - stołowaliśmy się głównie w supermarketach. Gdybyśmy się lepiej przygotowali, wzięlibyśmy jedzenie z Polski, ale nie wyrobiliśmy się z zakupami, więc tutaj oszczędności nie było (chociaż być mogły). Mieliśmy też ze sobą kuchenkę gazową - nie chciało się nam jej używać, więc wydaliśmy fortunę na kawę na stacjach benzynowych, ale z poprzednich podróży wiem, że może drastycznie obniżyć koszty wyżywienia.

Po czwarte - inne atrakcje
Muzea w zachodniej Europie mają jakąś zmowę cenową, wszędzie koszą 10 EUR od osoby (za normalny bilet). Nie ma na to sposobu innego niż (dawno u nas dwojga nieaktualna) legitymacja studencka. Na szczęście jest prepaidowa karta Revolut, która pozwala na wymianę złotówek na euro (i inne waluty) po kursie bliskim kursowi NBP. Zamówienie jej jest zaskakująco szybkie i tanie (9 zł), karta działa doskonale. 

Po piąte - packlista
Trafiliśmy na wyjątkowo zimny maj, ale uratowały nas dwa koce, którymi się nakrywaliśmy i grube swetry. Warto o tym pamiętać i w ogóle przemyśleć packlistę - duży bagażnik może brzmieć jak zaproszenie do zabrania ze sobą wszystkiego, ale tak naprawdę im więcej rzeczy, tym dłuższe rozkładanie się i większy bajzel w samochodzie. Warto zabrać bidony - woda na stacjach może nie jest najsmaczniejsza, ale z reguły jest pitna.

Po szóste - strategia
Roadtrip jest super opcją na dotarcie do miejsc, do których inaczej by się nie dojechało. Jeździliśmy bocznymi drogami po uroczych zadupiach: prześlicznych francuskich miasteczkach daleko od szosy, gdzie starsi panowie grają w petanque w cieniu platanów, byliśmy na wapiennych klifach Cap-Blanc-Nez, mknęliśmy przez aksamitno-zielone pola Normandii, trafiliśmy do Bayeux, gdzie widzieliśmy prawie tysiącletnią tapiserię i do Mont Saint Michel, do niesamowitego klasztoru... A potem wtarabaniliśmy się do Paryża. Paryż i samochód to NIE jest dobre rozwiązanie. Parkingi są płatne wszędzie i zawsze, korki, drożyzna. Tak samo jest w większości wielkich miast. Omijajcie wielkie miasta, Paryże, Barcelony, Londyny jak jedziecie na roadrtripa, stawiajcie na zadupia:

   



















Po siódme - ogólne podejście
Chciałabym tutaj zaznaczyć, że chociaż jeździliśmy "na janusza", to jednak staraliśmy się januszować dyskretnie. Jeśli parkowaliśmy na stacjach, to na oddalonym końcu parkingu, żeby nie kłuć ludzi w oczy naszymi zaspanymi gębami. Nie parkowaliśmy i nie spaliśmy w miastach, bo to trochę przypał. Nie skakaliśmy przez bramki do kibla na niemieckich stacjach benzynowych, chociaż nie było kamer a spotkaliśmy kolesia który tak robił. Tanio nie musi (i nie powinno) oznaczać totalnej cebuli, mamy polskie blachy i nie chcemy być postrzegani jako dziadostwo Europy. 

A Wy macie jakieś lifehacki?