piątek, 5 kwietnia 2013

All the fuss about suspended coffee / O zawieszonej kawie

I bet you've heard about so called suspended coffee. If not, I don't know where are you living, but surely not on the Internet. So, it's all about a custom from Naples, which says that if you're having a good day, you should share your happiness with the world, by buying a coffee for someone in need. You go to a barista and order two (or more) coffees: one for yourself and so called caffe sospeso. If someone walks into a cafe, he or she can just order it and a barista has to give it for free. Simple as that. This idea was ilustrated with a picture of a hobo holding a cup of coffee, and got spread virally across the Internet. The response was amazing, there were either people saying that it's an awesome idea, making world the better place, puking with rainbow and stuff, or people saying that every single waiter in a cafe will steal their precious coffee and even if he won't, a cafe will get crowded with stinky homeless people which must be a traumatizing experience for clients. 

As you may know, I'm currently researching on things like gift economy, so I find this phenomenon particularly interesting. To make it clear, I'd like to tell you an anecdote. Once upon a time, before the World War II, the hottest soldiers in Poland were those from cavalry units. The top womanizer of Polish cavalry was general Bolesław Wieniawa-Długoszowski. When he came to Warsaw for the first time, he and his friend were strolling down one of the streets of the city and Wieniawa was tipping his hat to every woman who was passing by. His friend was really confused and eventually he made a remark, that perhaps Wieniawa could re-think it, because half of the women they met were hookers. The response was quick: It's better to be a gentleman to ten hookers than being rude to one decent lady. 

I'm telling this story, because I'm amazed by the negative response to the idea of suspended coffee. People are saying that it simply can't work in Poland, because 
a) No cafe would like to serve coffee to homeless people
b) Baristas will keep all coffees for themselves if no one controlls them
c) Coffees will be taken by people who don't really need it
d) Coffee is extremely expensive in Poland so for those money you can feed a person in need for two days.
e) It's against the law.

I was thinking about it. I have a low bullshit tollerance and I'm not a big fan of sugar coated stories, Kony2012 and liking posts on Facebook in order to save the world. However, when you look at this case, you'll see that there are already nine places in Warsaw and many more in other cities, that serve cafe sospeso. For a cafe it's a pure benefit - they not only sell more coffee, but also have good PR. I have never worked as a barista, but I talked to my friend, an expert of Warsaw's restaurants and cafes, who told me, that it's normal that waiters eat lunch at resaurant and baristas have some limit of free coffee, so seriously, probably they won't give a crap about your precious 8 PLN. If coffee is really taken by people who don't need it, then as Wieniawa said, it's better to tip your hat at ten hookers than miss one decent lady and it's better to give coffee to ten people who don't need it, than miss the one in need. Sure, coffee for 8 PLN is relatively expensive. This is I guess a little less than a waitress earns per hour, but for those who say that it's better to buy a meal to a hobo, or cook a soup and give it to people, or donate a big bag of potatoes to charity: ask yourself when was the last time you bought a meal to a person in need. I don't really see people doing it often. Also, the whole idea is legally clear, there is a coffee, there is a purchase, there is a receipt, taxes are paid.

But all those things are not the issue. True, a cup of hot beverage may make a difference sometimes, but mind that, all this idea, at least here, in Poland (in Italy, I believe it has slightly different roots) is not meant to achieve measurable goals, it's more about changing attitudes. It's gonna make a change, not by feeding homeless people, but by making people realize, that they are an agent of change.

One last thing: for my research I need to ask people difficult questions. The sociological trick to get an honest answer is asking what people think instead of what do you think, because people tend to project their beliefs on everyone else. If I'm envious, I'm gonna tell that other people are envious. If I'm tempted to use other people's good will or feel superior when I'm looking at a homeless guy, well... this sentence you can finish yourself.


_________________________________________________________________________________________


Założę się, że już słyszeliście o idei zawieszonej kawy. Jeśli nie, to nie wiem gdzie się chowacie ale na pewno nie w Internecie. W całym zamieszaniu chodzi o zwyczaj z Neapolu, według którego, jeśli ci się w życiu powiodło albo z jakiegoś powodu masz dobry humor, powinieneś się podzielić swoim szczęściem ze światem w taki sposób, że jeśli kupujesz sobie kawę, kupujesz też drugą, "zawieszoną". Jeśli do knajpy wejdzie ktoś w potrzebie, może o nią poprosić i obsługa ją wyda. Cały ten pomysł został opatrzony zdjęciem żula z kubkiem kawy i rozwlókł się po Internecie. Reakcja była fascynująca, ludzie podzielili się na wiernych fanów, rzygających tęczą nad ideą i tych, którzy twierdzili, że na pewno na ich pracowicie uciułane 8 zeta za kawę czyhają zastępy złodziei, z kelnerami na czele, a nawet jeśli nie, to żadna kawiarnia tego nie kupi, bo tłum bezdomnych wypełni ich ulubione miejsce na Zbawi wonią nie mytych nóg. 

Jak może wiecie, jestem w trakcie badań nad takimi zagadnieniami jak między innymi kultura daru, więc całe zamieszanie jest dla mnie szczególnie interesujące. Żeby było jaśniej opowiem anegdotkę. Dawno temu, konkretnie przed II Wojną Światową wszyscy chcieli być generałem Wieniawą-Długoszowskim (albo z generałem Wieniawą-Długoszowskim, w zależności od preferencji), kobieciarzem, uberhipsterem, żołnierzem, bohaterem, poszukiwaczem przygód i w ogóle what-not. Kiedy przyjechał po raz pierwszy do Warszawy i przechadzał się jej ulicami ze swoim znajomym, uchylał rogatywki przed każdą mijaną kobietą. Kolega był trochę skonfundowany i w końcu odważył się powiedzieć, że Wieniawa kłania się w dużej mierze warszawskim dziwkom, na co dostał odpowiedź, że lepiej ukłonić się dziesięciu dziwkom niż ominąć jedną damę. W gruncie rzeczy nie wiem czy to był na pewno Wieniawa, ale to w te chwili nieistotne, liczy się morał.

Opowiadam tę historię, bo jestem zafascynowana tym, ile negatywnych emocji towarzyszy całej inicjatywie. Mówi się, że to nie może udać się w Polsce, bo:
a) Żadna kawiarnia nie będzie gościła u siebie żuli
b) Bariści będą żłopać zawieszoną kawę wiadrami jak nikt nie patrzy
c) Masa cwaniaków będzie brała sobie kawę, chociaż nie potrzebują
d) Za kasę którą wydaje się na kawę można wyżywić bezdomnego przez dwa dni, oraz
e) Zaraz przyczepi się skarbówka

Trochę nad tym myślałam. Mam low bullshit tollerance i do historii w których występują nakarmieni bezdomni, biedne psy i afrykańskie dzieci podchodzę z rezerwą. Nie jestem fanką Konego2012, naiwnych historyjek i akcji, które ratują świat za pomocą zbierania lajków. Mimo to, kiedy się temu przyjrzeć, można zauważyć, że jest już dziewięć miejsc w Warszawie i dużo więcej w innych miastach, które serwują cafe sospeso. Dla kawiarni to sam zysk, sprzedają więcej kawy i mają dobry PR, na który nie wydają ani grosza. Nigdy nie pracowałam w kawiarni, ale rozmawiałam ze znajomą, która zna warszawską branżę gastro od podszewki i dowiedziałam się, że z reguły bariści dostają limit darmowej kawy. Nie wiem, czy gdybym pracowała 8 godzin dziennie z kawą, miałabym ochotę, podstępnie podprowadzać jeszcze tę charytatywnie zawieszoną. Jeśli rzeczywiście zjawi się armia cwaniaków, to tak jak powiedział Wieniawa - lepiej uchylić rogatywki przed dziesięcioma kurtyzanami niż ominąć jedną damę, lepiej dać coś dziesięciu cwaniakom niż pominąć kogoś naprawdę w potrzebie. Pewnie, że 8 zł to dużo jak na kawę, pewnie to tylko trochę mniej niż godzinowa stawka kelnerek, ale tym, którzy twierdzą, że lepiej kupić bezdomnemu zupę, ugotować gar rosołu, stanąć na rogu i go rozdawać, albo ufundować wór ziemniaków dla jadłodajni radzę przypomnieć sobie, kiedy ostatnio któraś z wymienionych wyżej rzeczy miała miejsce. Nie bardzo widzę, żeby to zdarzało się często. Co do skarbówki to sprawa jest zupełnie legalna: pieniądze trafiły do kasy, zostały wydane kawa i paragon, podatki są zapłacone.

Ale tak naprawdę te wszystkie kwestie nie są istotne. Owszem, kubek czegoś ciepłej kawy może doraźnie pomóc, ale tak naprawdę myślę, że chodzi o coś innego, w każdym razie w Polsce. Nie chodzi o osiąganie wymiernych skutków i analizowanie ceny kawy vs ceny worka kartofli i potrzeb czteroosobowej rodziny ze Szmulek. Myślę, że potencjał tego pomysłu leży w tym, że ludzie nagle dowiadują się, że oni też coś mogą zrobić. Że nie musisz czekać na MOPS, WOŚP i Polską Akcję Humanitarną, żeby coś zmienić. 

Ostatnia rzecz: w moich badaniach muszę zadawać ludziom kłopotliwe pytania. Socjologiczny trik polega na tym, że żeby dostać odpowiedź, zamiast pytać o to co oni sądzą, pytam ich o to, co sądzą inni ludzie. To trochę jak z piosenkami disco-polo: nikt nie lubi, wszyscy znają słowa. Wiecie: "ja nie mam nic do Ruskich ale generalnie to się ich nie lubi". Albo "ja to bym nie wziął sobie tej kawy, ale znamy tych baristów". Albo "ja tak w ogóle nie mam nic do biednych ludzi, ale..." tutaj możecie sobie dokończyć sami.