piątek, 13 lipca 2018

Dwie niesamowite kobiety z Highgate, cmentarz i londyńskie atrakcje drugiej kategorii



1.

W życiu każdego powsinogi, który odwiedził wielkie turystyczne miasto parę razy, zaliczył wszystkie must-see, odstał swoje w kolejkach i dał się naciągnąć na bandyckie ceny wszystkiego (Paryżu, nie zapomnę Ci jak mnie orżnąłeś na 10 euro na miejskich rowerach), nadchodzi taki moment, kiedy zaczyna szukać atrakcji drugiej kategorii. I to jest zwykle najlepszy moment w zwiedzaniu miasta, bo można trafić na prawdziwe perełki. Dla mnie takim miejscem w Londynie jest Highgate Cementery, stary dziewiętnastowieczny cmentarz, prawdziwa gratka dla fanów lekko makabrycznych wiktoriańskich klimatów. Żeby się tam dostać, wysiadamy na stacji Archway i idziemy tak, by dotrzeć do styku ulic Chester Road i Raydon Street, starając się nie myśleć, że żeby tu mieszkać, trzeba zarabiać w miesiąc tyle co my w rok. 


2.

To ważne, żeby dotrzeć do skrzyżowania bo w widełkach tych ulic jest pierwsza jaskółka wiktoriańskiego klimaciku - Holly Village, dwanaście domków za imponującą bramą, pierwsze na świecie grodzone osiedle. Grodzone - ale w jakim stylu! Na pierwszy rzut oka wygląda jak gotycki sen szalonego architekta. Jeśli gdzieś można było wsadzić gargulca, manswerk albo wimpergę to z pewnością to zrobiono. Wieżyczki, kominy, gotyk tudorów pogania wykwity wyobraźni wiktorian. Holly Village to jedno z dzieł baronessy Angeli Burdett-Coutts, niesamowicie ciekawej kobiety. 


Brama do Holly Village


Angela urodziła się w rodzinie (jak na owe czasy) hardkorowo lewackiego posła, pochodzącego ze zubożałej szlachty Francisa Burdetta. Matką Angeli była Sophia, córka bankiera Thomasa Couttsa. Małżeństwo dało obojgu wymierne korzyści, Couttsowie awansowali społecznie,a Burdett zapewnił rodzinie dostatnie życie. Dostatnie życie zmieniło się w obrzydliwie bogate życie, kiedy Angela skończyła 23 lata. Tak się złożyło, że stary pan Coutts miał słabość do reprezentantek klasy ludowej. Jego pierwsza żona, babka Ageli była chłopką, druga zaś, Harriet Mellon pochodziła z rodziny wędrownych aktorów i sama też była aktorką. To właśnie Harriet zapisała przybranej wnuczce Angeli cały swój majątek w wysokości odpowiadającej dzisiejszym 150 milionom funtów (650 milionom złotych). 

Świeżo upieczona dziedziczka szybko wzięła się do roboty i zaczęła wydawać pieniądze z zaciekłością małego skandynawskiego państwa, na wszystkie możliwe lewackie cele - od mieszkań socjalnych, przez domy samotnych kobiet, akcje wyciągania prostytutek z ulicy, Towarzystwo Przeciwdziałania Okrucieństwu Wobec Dzieci (z którego później wyłoniła się analogiczna organizacja przeciwdziałająca przemocy wobec zwierząt), pomoc tureckim uchodźcom podczas wojny rosyjsko-tureckiej (za co dostała turecki Order Medżydów), a także szpitale i badania naukowe, szczególnie z zakresu onkologii. Była też przewodniczącą British Goat Society. W wieku 67 wywołała skandal poślubiając swojego 29-letniego sekretarza, który przyjął jej nazwisko. Holly Village, to neogotyckie horror vacui zostało przez Angelę zbudowane z myślą o jej pracownikach. W tej chwili jest w prywatnych rękach, a pojedynczy domek o powierzchni 80 metrów jeszcze dziesięć lat temu kosztował prawie milion funtów. 


3. 

Żeby dojść do bramy cmentarza, trzeba iść dalej Roydon Street, a potem w górę, Swain's Lane. Można powiedzieć, że Highgate Cementery stworzyła niewidzialna ręka rynku. Początki XIX wieku w Londynie to moment kiedy przykościelne cmentarze hm... z braku lepszego określenia przeżywały przeludnienie. W skrajnych sytuacjach nieboszczyków chowano gdzie popadnie w płytkich grobach, a ceremonie odprawiali grabarze przebrani za pastorów. Zwłoki zawinięte w całun posypywano wapnem palonym, żeby grób mógł w miarę szybko zostać poddany recyclingowi. Sytuacja stała się trudna do zniesienia, więc mądrzy radni wymyślili, żeby zmarłych oddać w ręce kapitalizmu. Tak powstały prywatne firmy cmentarne, które stworzyły eleganckie i higieniczne miejsca, zaprojektowane tak, by dizajnem i architekturą przyciągać również żywych. Szczerze mówiąc, było to ze strony przedsiębiorstw cmentarnych doskonałe wyczucie momentu na rynku. W końcu Londyńczycy mogli w odpowiedniej scenografii dać ujście wiktoriańskiej fiksacji na temat pogrzebów. Pierwsza Wojna Światowa dostarczyła trupów w takich ilościach, że zwyczaje pogrzebowe trzeba było uprościć, zatem Highgate Cementery podupadł, a w latach 60 wręcz zbankrutował. Dziś jest objęty dyskretną opieką, można go zwiedzać po uprzednim uiszczeniu opłaty w wysokości 4 GBP.

Jeśli chodzi o mieszkańców to na uwagę zasługuje mocna polska reprezentacja nieboszczyków - trudno ją przeoczyć bo jest tuż przy wyjściu. Najsłynniejszym lokatorem jest pewien niemiecki filozof-uchodźca polityczny, któremu sportretowano tylko głowę, ale za to w gigantycznych rozmiarach. Cmentarz jest obecnie wielowyznaniowy, można znaleźć tu macewy, nagrobki z inskrypcjami po arabsku, persku, chińsku. Jest masa dziewiętnastowiecznych pomników i sporo współczesnych, w tym jeden, I kid you not, wypisany czymś na kształt Comic Sansa. Warto poszukać nagrobka Mary Ann Cross, znanej wszystkim brytyjskim uczniom pod pseudonimem George Eliott, jako autorka cegły "Middlemarch". Jest tu też pochowana Pat Kavanagh, której pokręcone życie uczuciowe (ale prawdę mówiąc, lepiej mieć pokręcone niż nudne) opisała swego czasu Krótka Historia Jednego Zdjęcia.




4.

Z co ciekawszych rezydentów spoczywa tu Julia Stephen, matka Virginii Woolf. Niesamowite zdjęcia młodej Julii zrobionę przez ciotkę, znaną fotografkę Margaret Cameron, można znaleźć w Internecie, a historia jej życia jest pełna, hm, ekscentryzmów. Urodziła się w Kalkucie, w typowym brytyjskim lekarskim i kolonialnym domu w którym zdarzało się rozmawiać w hindustani, lingua franca północnych Indii. Kalkutę opuściła jeszcze jako bobas, razem z matką dołączając do dwóch chorowitych sióstr. Panie zamieszkały u ciotki Sarah, w Little Holland House w Kensington.

Jest to o tyle istotne, że ciotka Sarah prowadziła tam salon a środowisko które w nim bywało było kosmopolityczno - bohemiarskie. Mała Julia grywała w krykieta z Disraelim, Tennysonem i Carlylem. (Kiedy czyta się o wiktoriańskich brytyjskch koneksjach, jasno widać, że była to niezła klika. Drugim mężem Julii będzie Lesley Stephens, który wcześniej związał się z Minny Thackeray, która była córką znanego pisarza Williama Thackeraya, który, jakże by inaczej również grywał w krykieta z Julią w Little Holand House. Brazylijskie tasiemce niech się schowają.) Będąc panienką na wydaniu Julia robiła wrażenie. Była wysoka, szczupła i ruda, więc szybko wpadła w oko Prerafaelitom i mówiąc wprost, całemu Londynowi. Podobno ludzie sami rwali się do niesienia jej bagażu na stacji kolejowej. 

Niesamowita Julia

Podczas podróży do Wenecji poznała dżentelmena nazwiskiem Herbert Duckworth, którego poślubiła w wieku 21 lat. Niestety Herbert dość szybko się przekręcił - sięgając po figę dla żony tak się nadwyrężył, że pękł mu ropień i nieboga w ciągu kilku godzin definitywnie rozstał się z figami, żoną i ziemskim padołem w ogóle. (Warto zauważyć, że pożycie, chociaż krótkie, było nader owocne, albowiem Herbert zostawił Julię z trójką dzieci. O ile figi mu nie wyszły, o tyle figle - zdecydowanie bardziej). Po śmierci męża, dwudziestoczteroletnia wdowa Julia szukała pocieszenia u sąsiadów, chydego wykładowcy akademickiego  Lesley Stephena i jego ciężarnej żony Minny (tak tak, tej samej której ojciec odwiedzał salon ciotki Sarah). Podczas jednego z wieczorów, przy okazji czterdziestych trzecich urodzin Lesley'a, Julia, jak pisze Virginia, zastała ich
siedzących przy ogniu, razem. Szczęśliwa para małżeńska, z małym dzieckiem i drugim w drodze. Siedziała z nimi i rozmawiali, a potem poszła do domu, zazdroszcząc im tego szczęścia i porównując je z własną samotnością. Następnego dnia Minny umarła nagle. Dwa lata później Julia poślubiła wynędzniałego brodatego wdowca.¹
I tak powstała Virginia Woolf, która jak mało kto pasuje na zakończenie odcinka o cmentarzach.  Minny zmarła przy przedwczesnym porodzie. Julia nie zgodziła się na zaręczyny z Lesleyem od razu, rozważała w pewnym momencie nawet pójście do klasztoru.

Więcej o dojrzałej wersji Julii Stephen można się dowiedzieć z "Do Latarni Morskiej", gdzie pani Ramsay jest wzorowana na pani Stephen, a szczegółów proponuję szukać w tym artykule, który doskonale opisuje wpływ pani Stephen na pisanie pani Woolf. Julia urodziła jeszcze czwórkę dzieci i prawdę mówiąc wydaje się, że miała raczej szczęśliwe życie, które wypełniała obowiązkami wiktoriańskiej gospodyni. Przypomnijmy, że miała na głowie dom, służących i ósemkę dzieci w tym jedno niepełnosprawne. Była menadżerką domu, filantropką i pielęgniarką - zajmowała się okolicznymi chorymi. Uważała, że praca kobiet jest tak samo ważna jak praca mężczyzn, choć na innym polu - z tego też powodu była przeciwna prawom wyborczym kobiet. Szczerze mówiąc widzę wiele takich Julii i dziś wśród niektórych konserwatystek - matek dzieciom i żon durnym publicystom katolickim, if you know who I mean. Kobiet z którymi można porozmawiać pomimo totalnie innego podejścia do życia. Zmarła w wieku 49 lat z powodu wady serca, a pośrednio z przepracowania. Virginia miała wtedy 14 lat i w swoich wspomnieniach opisuje ten moment, kiedy wchodziła do sypialni, żeby pocałować na do widzenia zimną martwą matkę i kiedy w drzwiach minął ją zapłakany, nie dający się zatrzymać ojciec. Christopher Frizelle pisze o tym w wyżej zalinkowanym artykule - "Do Latarni Morskiej" to książka o pustce po matce, cała druga sekcja to brak pani Ramsay.

Grób Julii na cmentarzu Highgate jest zaskakująco skromny, dzieli go z mężem i z synem.



_______________________________________________
¹ Virginia Woolf, "A Sketch of the Past" w: The Greatest Essays of Virginia Woolf



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz